czwartek, 9 lutego 2017

Meksykańskie przygody pewnego szaliczka.




W poprzednim poście pisałam, że na wyjazdy lubię zabierać takie proste, nieskomplikowane dziergadła, najlepiej chustę lub szal. Podczas mojej podróży po Meksyku  robiłam szal, a właściwie szaliczek .








  Oczka nabrałam w pociągu do Warszawy:






Tak szaliczek wyglądał w Warszawie:






A tak w samolocie :







Gdzieś nad Ameryką Północną (jak widać na monitorze ;)) :






Gdzieś w Meksyku (sama nie wiem gdzie;)) :







W towarzystwie najstarszego drzewa Ameryki , cypryśnika szkieletowatego :









W centrum religijnym Misteków i  Zapoteków, Mitla :

















W Palenque :









Jak widać dziergać można wszędzie , nawet na  starożytnych ruinach :










W Yaxchilan - starożytnym mieście Majów , odkrytym dopiero w XX wieku :
 Miasto powstało w trudno dostępnym miejscu, w zakolu rzeki Usumacinta , będącej granicą z Gwatemalą.







Szaliczek wzbudził spore zainteresowanie wśród  zamieszkałych w ruinach nietoperzy :






Panowała tam tak wysoka wilgotność, że aż obiektyw aparatu to odczuł  ; )








W Gwatemali, gdzie wyskoczyliśmy na piwo :













Przez jednych szaliczek przyjmowany był bardzo entuzjastycznie, wręcz z uśmiechem na twarzy:






A przez innych z totalnym tumiwisizmem ;)






W Bonampak:






Bonampak, to starożytne miasto Majów, zwane miastem malowideł :









 W Uxmal :











Tutaj widać (mam nadzieję) jak bardzo strome są niektóre piramidy :









W Chichen Itza :









Na koniec spotkałam bratnią duszę , Meksykankę, która też robiła na drutach. Pochwaliłam się moim szaliczkiem i tak jej się spodobał, że aż zawołała koleżanki z innych stoisk aby zobaczyły moje "dzieło" ;)







Szaliczek zwiedził dużo, dużo więcej w Meksyku, ale niestety nie wszędzie załapał się na zdjęcia ;)
Resztę robiłam w drodze powrotnej w samolocie, pociągu i właściwie samą już końcówkę w domu.

A tak prezentuje się skończony, w scenerii zimowej :













Bardzo lubię nazywać moje knitologiczne wyroby i ten szaliczek postanowiłam nazwać "Meksykańska fala". Kolega wymyślił chyba jednak bardziej pasującą nazwę , a mianowicie " Muchas curvas" , co tłumacząc z hiszpańskiego oznacza dużo zakrętów. Nazwa ta wydaje się bardziej adekwatna , bo na naszej drodze po Meksyku naprawdę było wiele zakrętów, o czym mój błędnik nieraz się przekonał.

A Wam, która nazwa bardziej się podoba ?




Gdyby ktoś był zainteresowany przygodami innego szalika , to zapraszam do lektury posta pt. "Missoni(owy) zawrót głowy , czyli rzecz o latającym szaliku "  KLIK  .

Edit:

Zapomniałam podać dane techniczne:

włóczka : Filigran Lace, kolor nr 66
druty : 3,5 mm
wzór : odgapiony od Krysi z bloga christina-art. KLIK  (ale trochę zmodyfikowany)






41 komentarzy:

  1. Knitologu - chciałabym być tym szaliczkami i zobaczyć tyle co Ty i on. Piękny fotoreportaż. Proszę o rozwinięcie wątków podróżniczych.
    Jeśli chodzi o nazwę dla szaliczkam - ta wymyślona przez kolegę jest świetna i pasująca do wyrobu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak , rzeczywiście szaliczek też ma wiele zakrętów :) Będę się starać aby wrzucać posty podróżnicze częściej, bo mi się blog jakiś taki knitologiczny zrobił ;)
      Dziękuję bardzo :)

      Usuń
  2. Zazdroszczę szaliczkowi i Tobie tej wycieczki! Piękne zdjęcia, cudowne miejsca, świetny fotoreportaż i zdecydowanie chcę więcej takich postów i opisów podróżniczych, zwłaszcza gdy za oknem zima.
    A szaliczek sam w sobie świetnie oddaje charakter podróży nie tylko pełen zakrętów ale i cudnie kolorowy. I tylko mnie ciekawi co to za włóczka?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O widzisz ! W ferworze walki zapomniałam podać dane techniczne, zaraz uzupełnię post.
      Ta włóczka to Filigran Lace .
      Dziękuję pięknie :) Muszę się bardziej zdyscyplinować z tymi postami, bo materiał na posty podróżnicze mam.
      Pozdrawiam serdecznie :)

      Usuń
  3. OOmatko, nie ma szaliczka szalonego, czy ja go tylko nie widzę, czycoś? Najwyraźniej on jest Muchas curvas, szkoda że nie można tego na głos wymówić w towarzystwie. :D
    Bardzo się wpasował w tło kolorystycznie, zwłaszcza w opuncje. :)
    O! JUż jest - prawdziwie szalony. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szaliczek przez chwilę mógł być niewidoczny, bo poprawiałam post. Zapomniałam podać dane techniczne i stąd chwilowe zakłócenia ;) Na głos może głupio powiedzieć, ale napisać można ;)))
      Pozdrawiam serdecznie :)

      Usuń
  4. Jednak szkoda, że nie zajmujesz się renowacją mebli. Bardzo chciałbym zobaczyć, jak w samolocie kładziesz politurę na gdańską szafę:))) A tak już poważnie, to przefajny fotoreportaż i mam nadzieję, że to nie koniec serii o przygodach dzianin w szerokim świecie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że Ci się podoba :) Taki właśnie mam plan :))) oczywiście dotyczący przygód dzianin a nie gdańskiej szafy ;)

      Usuń
    2. Doroto, nawiazując do komentarza kolegi Wojciecha - mogłabyś na przykład podczas podróży skonstruować kapelusz - taki adekwatny do wycieczki. Mało kto wie, że nasz Knitolog jest kobietą o wielu talentach i ukończyła profesjonalny kurs dla modystek.

      Usuń
    3. Ale, że co ? ;) Że mogłabym sombrero zrobić ??? Trochę głupio tak "z drewnem do lasu" ;)))))
      Ps Profesjonalny to on nie był, amatorski raczej :)

      Usuń
    4. Zawsze można podczas podróży coś pozbierać i na sam koniec kapelusz z tego zrobić - to jest coś!!!

      Usuń
    5. Kurs Modystek? Brzmi fajnie i tak jakoś przedwojennie :)

      Usuń
  5. Świetny fotoreportaż :))) też zazdroszczę szaliczkowi i Tobie oczywiście takiej eskapady....
    Z przyjemnością podziergałabym na piramidach i ruinach....i pomyśleć, że gdybym została jednak archeologiem nie byłoby to takie ekstrawaganckie :)))
    Muchas gracias!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba jest to jednak trochę ekstrawaganckie , bo co niektórzy patrzyli na mnie jak na nienormalną ;) (no ale, ja też archeologiem nie jestem) :D
      "Muchas gracias" brzmi zdecydowanie lepiej niż "Muchas curvas" :P

      Usuń
  6. Swietny szaliczek i swietna przygoda. A najbardziej podobaja mi sie usmiechniete twarze poludniowych Amerykanów :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Niesamowite! Świetna szalikowa opowieść :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Meksyk to nasze, moje i męża , jak na razie niespełnione marzenie. Może kiedyś. Szalik w pięknej, przygaszonej kolorystyce, przepiękny. Idealna robótka na podróż:))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To życzę Wam aby się spełniło :) Taki projekt jednomotkowy najlepszy, bo nie trzeba dużo motków zabierać ;)
      Pozdrawiam cieplutko :)))

      Usuń
  9. Dzisiaj po Twoim poście mąż dostał wielkie wcieranie. Dwa lata temu był też w Meksyku, i nawet Twoje zdjęcia idą śladami jego podróży. Więc dzisiaj pokazałam mu , jak może prawdziwa kobieta wykorzystać czas w podróży, i było postawione ostro pytanie: " A ty coś zrobił będąc w podróży?" A szal zawsze będzie Ci napominał o doznanych wrażeniach. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Honorato, popłakałam się ze śmiechu :D :D :D
      Pozdrawiam Ciebie, Twojego Męża i Wilno :)))

      Usuń
  10. Zazdroszczę temu pięknemu szalikowi:) Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak szczerze, to szaliczek za dużo nie widział, bo dziergał się tylko podczas jazdy ;)
      Dziękuję za inspirację odnośnie szaliczkowego wzoru :)))

      Usuń
    2. Własnie dzisiaj zauważyłam wzmiankę:) dzięki i ciesze się, że mogłam zainspirować, pozdrawiam Cię Dorotko:)

      Usuń
  11. Jak dobrze być Twoim szaliczkiem:)Ciekawe miał początki zycia.Pozdrawiam. Aha- zdjęcia wiadomo, że cudne:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Początki rzeczywiście miał ciekawe , ale teraz biedaczysko siedzi zamknięty w szafie.
      Może wreszcie zdecyduje się na swój "coming out" :)))

      Usuń
  12. Jestem pod wrażeniem Twojej opowieści podróżniczo-robótkowej. Z rana, przy kawce i Taki fotoreportaż. Piękne!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie też jest niezmiernie miło gdy z rana, przy kawce czytam takie komentarze :)))

      Usuń
  13. Dorotko, fotoreportaż świetny jak zawsze. Piękne okolice, dowcipny komentarz i oczywiście drutkowo bardzo.Od razu pokazałam mężowi,że nie tylko ja wszędzie wlokę ze sobą robótki.Jestem pod wrażeniem Twoich robótkowych wyczynów i podróży. Czy ty jesteś zawodową podróżniczką, która dla relaksu sobie dzierga hobbystycznie? Swoją drogą Twoje robótki przeżywają szoki termiczne i klimatyczne i muszą się dostosować do zmiennych stref czasowych. Pozdrawiam pięknie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety, nie jestem zawodową podróżniczką :( Chociaż , z drugiej strony , gdyby to był mój zawód (cokolwiek by to miało znaczyć) to pewnie nie miałabym takiego fanu z podróżowania, jak mam teraz. Podróżowanie i dzierganie to moje pasje i czasami udaje mi się je jakoś połączyć ;)
      Pozdrawiam Cię Gabrysiu serdecznie :)

      Usuń
  14. To już nie tylko Ty masz podróżnicze przygody, ale też Twoje udziergi!... *^V^*~~~ Szaliczek rósł w miarę zwiedzania nowych miejsc a Tobie pewnie już zawsze będzie się kojarzył z tamtą wyprawą, super! Lubię takie praktyczne pamiątki bardzo związane z jakimś miejscem i czasem w moim życiu. ^^*~~

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A co udziergi będą w domu siedzieć ... niech też trochę świata zobaczą ;) Szaliczek rzeczywiście mi się z Meksykiem kojarzy, a ten missoniowy (o którym pod koniec postu wspominam) z Indonezją.
      Masz rację, takie praktyczne pamiątki są najlepsze, dlatego już staram się nie przywozić różnych "durnostojek" tylko ewentualnie coś z czego będę korzystać , np. włóczkę ,ha, ha :)))

      Usuń
  15. twój szaliczek zwiedził więcej niż ja:) Ładny jest i chyba zrobię taki sam:)tylko grubszy:) pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zrób sobie, bo jest bardzo fajny :) Ja też mam zamiar zrobić sobie jeszcze jeden, też cieplejszy, na sezon jesień/zima 2017 ;)))
      Pozdrawiam serdecznie :)

      Usuń
  16. zasadniczo to pytanie jedno mam - domalowałaś w mieście malowideł na tej ścianie wizerunek szaliczka? dla kolejnych pokoleń, żeby wiedziały co nas rajcowało w dwudziestym wieku ;):D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A wiesz, że akurat wtedy były tam odnawiane te malowidła !!! Mogłam domalować ten szaliczek lekko "udoskonalając" te dzieła sztuki. Byłabym jak Cecilia Gimenez , która swego czasu "poprawiła" twarz Jezusa w hiszpańskim miasteczku Borja . Ze też nie pomyślałam o tym :(((
      Taka sława mnie ominęła :(((

      Usuń
  17. Zwiedziłaś piękne miejsca. Zastanawiam się tylko, w jaki sposób udało Ci się wejść do samolotu z drutami. Mnie nie pozwolono, zapytałam przed odprawą bagażu, by ewentualnie włożyć sprzęt do walizki. W podręcznym nie mogłam go mieć, a nie chciałam stracić. Szkoda drutów i włóczki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zabieram druty drewniane lub bambusowe i jeszcze nigdy nikt się nie przyczepił. Wiele razy z nimi latałam. Ale też nigdy nie pytałam o zgodę, pewnie jak bym zapytała , to by się zastanawiali i na wszelki wypadek zabronili ;) W komentarzach przy poprzednim poście "dyskutowałyśmy" o tym z dziewczynami.
      Pozdrawiam serdecznie :)

      Usuń
  18. No Dorotko poprostu jesteś NIESAMOWITA:)
    Twoja ruchliwość jest nie do ogarnięcia wręcz:)
    A efekty tej aktywności podróżniczej zachwycające.
    Szaliczek rzeczywiście obrazuje Meksyk. Właściwie oglądając Twoje prace, mam wrażenie, że nie jeden artysta malarz nie oddałby klimatów Twoich podróży tak jak Ty to robisz w swoich udziergach.
    Nie. Zdecydowanie zła nazwa. W swoich Dziełach i to prze duże D.
    Pozdrawiam cieplutko i mam cichą nadzieję, żę jak Ci tak pozytywnie pozazdroszczę to też mnie zacznie pchać gdzieś w Świat.
    Z drutami pczywiście:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przepraszam, że ja tak dopiero dzisiaj tu zajrzałam. Dziękuję Ci bardzo za tyle pięknych słów, Nie wiem czy mi się należą takie komplementy, ale uparcie będę wierzyć, że tak ;)
      Życzę Ci aby Cię też pognało w świat z drutami jak masz na to chęć :)))
      Jeszcze raz dziękuję i pozdrawiam serdecznie :)))

      Usuń