Chciałabym dzisiaj zaprosić Was na kulinarny spacer przez Albanię, Czarnogórę i Macedonię. Z góry uprzedzam, będzie dużo zdjęć pysznych potraw , więc jak ktoś głodny to może mieć problem ;)
Podczas moich wyjazdów uwielbiam jeść lokalne potrawy, niby to nic odkrywczego , ale widziałam takich, co to w egzotycznych krajach stołowali się w Mcdonaldach, lub dopominali się wędlin na śniadanie , najlepiej polskich. Nawet jak mi do końca coś nie smakuje to i tak próbuję , w końcu po to jedziemy gdzieś dalej lub bliżej aby poznać dany kraj, a kuchnia to część zwyczajów, kultury , to jak jej się spróbować.
W Albanii kuchnia mnie zachwyciła, pewnie dlatego, że wszystko było takie prawdziwe, nieprzetworzone, takie smaki z dzieciństwa. Pamiętacie zapach i smak pomidorów z dzieciństwa ? Warzywa w Albanii wyglądały i smakowały przepysznie.
Na przystawkę podawano najczęściej właśnie miskę warzyw , nic skomplikowanego : sałata, ogórki, pomidory. Podawano je bez żadnych dodatków, bez dresingów, oliwy , czy soli nawet. Początkowo prosiliśmy o oliwę i ocet, ale później stwierdziłam, że takie same warzywa są najlepsze, nawet soli nie potrzebowałam.
W Czarnogórze i Albanii królowała sałatka szopska : pomidory, ogórek, cebula i ser typu feta.
Ach sery... były przepyszne. Takie właśnie typu feta, ale całkiem inne ;) krowie, kozie, owcze, zasmażane i świeże...
Moja wałówka na kolaję ;)
Figi suszone, zakonserwowane mąką z cukrem waniliowym (chyba, głowy nie dam )
Targ w Barze ( Czarnogóra ) :
Na przystawkę można było też zjeść faszerowane papryki, cukinię, minigołąbki przyrządzane w liściach winogron, roladki z bakłażana.
Jako że w Albanii, Czarnogórze widać duże wpływy kuchni włoskiej można też zjeść dobrą pizzę :
Najbardziej charakterystyczną przekąską i potrawą całych Bałkanów jest burek/byrek.
Jest to rodzaj strudla przygotowany z ciasta typu francuskiego lub filo faszerowany najczęściej serem, mięsem lub szpinakiem. Burek najsmaczniejszy jest jeszcze ciepły ale po wystygnięciu też jest przepyszny. Jest sycący i niedrogi , w Tiranie kosztował 50 leków , w mniejszych miejscowościach 30 leków ( 1 euro to około 135 leków ).
Och , i przechodzimy do mojego ulubionego działu, ryby i owoce morza :
Albania i Czarnogóra mają bardzo długą linię brzegową ( jak na ich powierzchnię oczywiście ) , toteż ryb i owoców morza tam nie brakuje. Małże hodowane w okolicach Sarandy, były przepyszne.
Tak wygląda hodowla małży. |
Znajdzie się też coś dobrego dla koneserów ośmiorniczek :
I dla koneserów kalmarów:
Kiedyś nie przepadałam za kalmarami ,wydawały mi się takie gumowane , jakbym oponę żuła, dopóki nie spróbowałam kalmarów w Chorwacji . Wtedy zrozumiałam, że to kwestia ich przyrządzenia. Jak pokroimy je cieniutko i wrzucimy na gorący olej to wychodzą przepyszne.
W Budvie , przy nabrzeżu, panowie zagrają nam rzewną muzyczkę do kotleta, ups ... do ośmiorniczek ;)
Na targu rybnym lub tuż przy porcie można kupić świeże kalmary i inne smakołyki ;)
Polecam też zupę rybną. Chociaż akurat w Budvie nie za bardzo mi smakowała. Była z dodatkiem pomidorów i smak taki trochę zupy pomidorowej, trochę rybnej. Chyba kucharz nie do końca był pewien co chciał osiągnąć. Wolę nie myśleć, że została mu pomidorowa i uzupełnił nią zapasy zupy rybnej ;)
Ta akurat była pyszna. |
Najlepsza jest zwykła ryba smażona lub z grilla :
I chyba najsmaczniejsza ryba jaką jadłam na Bałkanach , specjalna odmiana pstrąga z jeziora Ochrydzkiego ( a może dlatego najsmaczniejsza, bo najdroższa ;))
Koneserzy mięsnych potraw też znajdą coś dla siebie. Bałkany oferują dużo ciekawych mięsnych dań, takich jak plaskawica , cevapcici, roladki drobiowe w pysznym sosie grzybowym .
albo rodzaj zapiekanki makaronowej z cielęciną :
A teraz uwaga, uwaga !!! Wszyscy Ci, którzy uwielbiają słodycze , proszeni są o zamknięcie oczu. Po co się macie denerwować ;)
Już można otworzyć oczy, no dobra... jest jeszcze trochę słodyczy, ale malutko. Tyle to się praktycznie nie liczy ;)
Kawy można się napić wszędzie, nawet w najmniejszej wiosce są kawiarenki, ale ja proponuję kawę w Tiranie, na wzgórzu Dajti , w obrotowej kawiarni z której widać całe miasto.
Po deserze i kawie, która jest wręcz obowiązkowa w Albanii , gry planszowe :
Ach, zapomniałabym ... przecież trzeba się jeszcze czegoś napić. Proponuję lokalne piwo i wino. O rakij mogę tylko powiedzieć, że mocna, dla mnie zdecydowanie za mocna. Wolę słabsze alkohole.
Jednym słowem: jedzenie przepyszne, tanie a porcje tak obfite, że czasami nie do zjedzenia.
Smacznego :)
Co za smakowita podróż:))
OdpowiedzUsuńAch ... smakowita była, ale wbrew pozorom nie przytyłam , tylko schudłam. Całe 2 kg :)))
UsuńPotrafisz sprawić, że ślinka się zbiera:):):) Pysznie to wszystko wygląda, szczególnie owoce morza za którymi przepada cała moja rodzina:) Kalmary są pyszne tylko trzeba umieć je przyrządzić. Pierwszy raz mi również wyszły bardzo "gumowate". Chorwatka Marija ( u której byliśmy jużchyba 9 razy i w tym roku również się wybieramy:) zdradziła mi sekret przygotowywania kalmarów, ligni i ośmiorniczek aby były miękkie. Albo gotujesz je 5 minut albo 3 godziny:) Zgadnij, którą wersję wybrałam:) Burek uwielbiam, szczególnie z mięsem, no i te świeże rybki mmmmmmmm.. z grila z odrobiną oliwy:) Mięsko też mają pyszne wyobraź sobie, że gulasz przyrządzany przeze mnie na Chorwacji i w domu z dokładnie tych samych skłądników ( poza mięsem oczywiście) jest zupełnie inny. W Polsce czasem zdarza mi się, że mięso wydaje z siebie taki mleczny sos. No nie ten smak i koniec! Przy słodyczach na szczęście zamknęłam oczy jak radziłaś bo chyba by mi język uciekł:)
OdpowiedzUsuńRobisz świetne zdjęcia potrawom, nie myślałaś kiedyś o fotografowaniu do książek kucharskich?
Pozdrawiam:) i chyba pójdę do kuchni sprawdzić czy mam jeszcze coś pysznego:)
Nie wiedziałam, że kalmary tak się gotuje. Też wybieram tą wersję co Ty ;). Z tym potrawami i smakami na miejscu i w domu zawsze tak jest. Ja też przywożę różne przyprawy, składniki i inne i gotuję w domu i potem dziwię się, że tak nie smakuje. Ale to nie ma prawa tak samo smakować , bo to miejsce się liczy , i okoliczności, i cała ta otoczka. No tak to chyba działa ;)
UsuńJak przygotowywałam ten post to też niestety zaglądałam często do lodówki, nie wiem po co ;)))))
Za opinię co do zdjęć dziękuję Ci bardzo :) Pozdrawiam serdecznie :)
Zanim doszłam do deseru już miałam ślinotok....co prawda za owocami morza nie przepadam, ale te seryyyy i ta świeża rybaaaa.....gdzie ja teraz taką znajdę?!
OdpowiedzUsuńChyba zagram w swoją planszówkę i pojadę do Tuirany :))))
Ale najpierw kawa...brazylijska ;)
Och te rybki... przepyszne były i te potrawy takie proste, bez specjalnych przypraw, bez zadęcia.
UsuńNie lubię planszówek, to tylko kawę sobie zrobię :)
Mniam mniam ale nie wszystko mniam.
OdpowiedzUsuńSerki cudo i sałatki i deserki słodycze mniam.
Ale jakoś, tak te ośmiorniczki i inne ciekawostki naciągają mnie pomimo że nie zjadłam jeszcze nigdy ani jednej takiej porcji.
Może kiedyś...
Słodycze i lody mieli tam przepyszne, chociaż nie jestem ciasteczkowym potworem, to nie mogłam odmówić tym smakołykom ;) Co do ośmiorniczek i kalmarów to miałam kiedyś podobnie jak Ty , ale pewnie dlatego, że pierwsze moje spotkanie z nimi nie wypadło korzystnie. Tak jak pisałam w poście, jakbym oponę żuła ;) Na szczęście po latach trafiłam na dobrze przyrządzone owoce morza i teraz je bardzo lubię, chociaż rzeczywiście jak się patrzy na ten targ rybny to surowe jakoś specjalnie smakowicie nie wyglądają ;)))
UsuńMiło wspominam targ w Sarandzie. Co drugi sprzedawca wołał: dzień dobry! (słysząc język polski). Ponoć Albańczycy mają niezwykły dar nauki języków obcych, ponieważ ich język jest jednym z trudniejszych. Słuchowo doskonale wychwytują języki obce.
OdpowiedzUsuńA na targu? Miody, wina, wiązki gojnika, owoce i warzywa. Sprzedawcy częstują wszystkim, by zachęcić do zakupów. Uśmiechają się.
Zjadłam kilka mini gruszek opłukanych przez dziadzia-sprzedawcę wodą z butelki wyjętej spod stołu. Reszta odmówiła (higiena!), ja nie, bo dziadzio był wyjątkowo sympatyczny. Nic mi się nie stało, żadnego zatrucia ;-).
Ech Bałkany! Uwielbiam!
Czarnogórę i Macedonię też :-).
Jeśli chodzi o turystów w Albanii to najwięcej jest Rosjan i Polaków, inni chyba jeszcze trochę boją się tam jechać ;) Miałam wrażenie, że po rosyjsku łatwiej się tam dogadać niż po angielsku. Na targu w Sarandzie nie byłam i żałuję bo lubię powłóczyć się po takich targowiskach. Ale za to byłam na targu w Czarnogórze i tam widziałam ten gojnik. Teraz sobie wygooglowałam i sprawdziłam, bo tam nie miałam pojęcia co to jest i do czego mnie namawiają ;) Jadłam niemyte czereśnie i truskawki i też nie miałam żadnych sensacji. Pojechałabym tam we wrześniu gdy będzie wysyp owoców i warzyw :)
UsuńWłaśnie to jest najfajniejsze na Południu. Proste i świeże jedzenie. Na szczęście jestem po śniadaniu, ale i tak zrobię jutro zupę rybną. Co prawda będzie słodkowodna, ale taka też nie jest zła:) PS. "Burek najsmaczniejszy jest jeszcze ciepły ale po wystygnięciu też jest przepyszny". Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko temu, że zacytuję Cię już wkrótce na Podlasiu? W zaprzyjaźnionej wsi, co drugi pies, to Burek, więc jestem bardzo ciekaw ich opinii na ten temat :)))))
OdpowiedzUsuńSzkoda, że mieszkacie tak daleko, bo wpadłabym na tą zupę rybną. Kiedyś się chwaliłeś, że ponoć dobrze gotujesz. PS też jestem ciekawa opinii mieszkańców Podlasia na temat Burków ;)))
UsuńPyszny post. Piękne zdjęcia potraw pobudziły moje ślinianki.
OdpowiedzUsuńI taki był mój niecny plan ;)))
UsuńFajna kulinarna podróz, pomijajac te zwierzatka z oczkami, mackami i w muszlach ;)
OdpowiedzUsuńZwierzątka w muszlach były najlepsze ;)))
UsuńJeżuniu, ślinotoku dostałam! Te chrupiące kalmary, to wineczko! Nic tylko się opychać!
OdpowiedzUsuńMogłabym to jeść (i pić) codziennie :)))
UsuńJestem już po kolacji, ale znowu zrobiłam się głodna:))))) Pyszności.....idę po jabłko, pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńHa, ha ... ja też nie mogę oglądać tych zdjęć , bo od razu lecę w kierunku lodówki (choć tam takich smakołyków nie mam ;)))
Usuńdobrze, ze usiadłam przed kompem po pysznym obiadku ;) spokojnie przeszłam przez te niuanse kulinarne - kończę herbatkę z miodem i idę na rower :)
OdpowiedzUsuńOj dobrze, że mi z tym rowerem przypomniałaś :) Dawno nie jeździłam , chyba się dzisiaj wieczorem wybiorę na przejażdżkę. Pozdrawiam Cię Aniu serdecznie :)
UsuńOj, dla takich pyszności to bym rzuciła druty, szydełko i koraliki! Cudne zdjęcia, aż chce się wgryźć w monitor :D
OdpowiedzUsuńJa też czasami rzucam druty w kąt i jadę ... (chociaż nie ... druty jednak zabieram ze sobą ;))
UsuńPozdrawiam serdecznie :)
Już od jakiegoś czasu rozmyślam nad wyjazdem w te rejony a Twoja opowieść i zdjęcia jedynie upewniły mnie i zachęciły w tym,ze warto.
OdpowiedzUsuńA co do fig to prawdopodobnie wytrąca się cukier w procesie suszenia jak ma to miejsce w przypadku niektórych owoców np. w Gruzji.
Jedź, naprawdę warto. Ludzie bardzo przyjaźni,ciekawy region i stosunkowo niewielu turystów. Jedzenie jak widać powyżej ;)pyszne, niedrogo . Też chętnie bym się tam wybrała, chciałabym zobaczyć inne kraje bałkańskie. Oj, z tymi figami to masz rację , bo one jakieś takie jakby ocukrzone ;) niektóre z posmakiem wanilii (może jakimś cukrem waniliowym lekko potraktowane) .
UsuńW Gruzji też takie kupowałam i tam też były takie owoce jakby sprasowane , takie całe płaty (wyglądało jak skóra;)) jabłek albo fig. Takie wysuszone i sprasowane. Widziałaś takie w Gruzji ? Albania taka trochę do Gruzji podobna :)
Jak to dobrze, że ja zaraz wychodzę z domu i spotykam się z koleżanką na lunch!.... *^V^*~~~~
OdpowiedzUsuńUwielbiam sery, i w sałatkach i w plackach/zapiekankach. No i te ryby i owoce morza! No i te warzywa, ach!.....
Pamiętam nasze wakacje w Bułgarii, kiedy odeszliśmy od miejsc turystycznych i zagłębiliśmy się w normalne osiedle bez pensjonatów znaleźliśmy warzywniak z tanimi i przepysznymi warzywami i owocami. *^O^*
Nie rozumiem, jak można pojechać do innego kraju i jeść dokładnie to co u siebie, a tak podobno spędza wakacje większość Polaków, pojawiły się nawet specjalne strefy polskie gdzie słyszy się tylko język polski (u obsługi), widzi się polskie jedzenie i napoje. Dziwne są ludzkie obyczaje....
Też nie mogłam uwierzyć jak się dowiedziałam, że jedno z biur podróży wymyśliło polskie strefy. Oglądając te reklamy początkowo myślałam, że to żart :)))
UsuńO rany, nawet nie wiesz, jak Ci zazdroszczę. Z różnych powodów od lat nie byłam w tamtej części Europy, ale kilka wyjazdów mojego T. odrobinę mi to zrekompensowało - właśnie serami. Sery z Bałkanów i sery z Karpat - moim zdaniem nie do podrobienia, właśnie takie "dzikie", z targu albo z szałasu na rumuńskiej połoninie, gdzie higiena nie ma wstępu. Nie wiem na czym to polega, pewnie na połączeniu specyficznych kultur bakterii i roślinności, którą żywią się zwierzęta, bo niby zasada ta sama, a smak inny niż naszych serów podpuszczkowych.
OdpowiedzUsuńA owoce morza...
No cóż, w którymś poprzednim wcieleniu musiałam mieszkać w porcie rybackim.
Uwielbiam. Twoje relacje z podróży również :)
A właśnie, właśnie ... Rumunia też mi się marzy ostatnio. Co prawda byłam tam, ale tylko 2 dni i wieki temu, to się przecież nie liczy ;) Po te sery bym pojechała , te o których piszesz " z szałasu na rumuńskiej połoninie " . Dobry ten Twój T. , że Ci takie smakołyki przywozi :)
UsuńDziękuję bardzo i pozdrawiam :)
Fantastyczny post. Bardzo dużo nieznanych mi i ciekawych informacji, do tego te wspaniałe zdjęcia! Samkowicie to wygląda i bardzo ładne widoczki"w tle". Fajna i chyba udana wyprawa. A ja pytam jak robótki Twoje podróżnicze i czy spotkałaś jakąś dziergającą duszę? pozdrawiam Pięknie!
OdpowiedzUsuńRobótka oczywiście była, szaliczek-podróżniczek :) Już skończyłam , zblokowany i noszony ... tylko jeszcze zdjęć nie mam :( Może jutro się uda. Dziergającą duszę też spotkałam (zdjęcia mam, to wrzucę przy okazji) i sklep z włóczkami ;))) Chyba mnie to dzierganie prześladuje...
UsuńDziękuję bardzo i pozdrawiam weekendowo :)
Cóż za okrucieństwo, pokazywać mi te bałkańskie słodycze! Jak się nazywa takie pyszne, z jadalnych kasztanów z innymi (chyba) bakaliami? Jadłam kilkakrotnie w Serbii. Kiedyś jechaliśmy przez Bośnię i Hercegowinę i marzyłam w tym upale tylko o jednym: wpaść do hotelu i rzucić się na bakławę. I moje marzenie spełniło się w malowniczym hotelu nad rzeką w Banja Luce. Niezapomniane:-)
OdpowiedzUsuńHm... kasztany jadalne z bakaliami ... nie wiem, nie mam pojęcia co to może być. W Serbii nie byłam, a tam gdzie teraz byłam nie widziałam tego. Baklawę też lubię, chociaż szybko się nią zasładzam ;) Pozdrawiam :)
Usuń