piątek, 10 czerwca 2016

Dziewiarki z Madrytu.



Jak to jest, że gdy tylko zaczynamy się czymś interesować, to zawsze na to gdzieś trafiamy. Jakiś przypadek , prawo przyciągania , czy co ?  Też tak macie ?

W zeszłym roku , w sierpniu byłam na rejsie po Zalewie Szczecińskim. Zatrzymaliśmy się w małym niemieckim miasteczku Ueckermunde, wyszliśmy na główny deptak, spacerujemy, oglądamy piękne kamieniczki i co się mieści na parterze trzeciej bodajże mijanej kamieniczki ? No jak to co ? Sklepik z włóczkami :)
 I jeszcze aby było śmieszniej super zaopatrzony (w małej mieścinie), na dokładkę z przecenionymi bawełnianymi włóczkami. Bo przecież  połowa sierpnia i bawełna już nie będzie schodziła. Bawełniane i lniane moteczki po 1 euro :) Tyle szczęścia naraz, to przez grzeczność kilku moteczkom nie odmówiłam.

Ostatnio byłam w Madrycie. Spacerując po wąskich, klimatycznych uliczkach zauważyłam tzw. "pachołki" czyli słupki niepozwalające parkować ( czy jak je tam zwał ) odziane w szydełkowe ubranka. Instynkt knitologa kazał mi podejść bliżej i cóż zobaczyłam ? Sklepik z włóczkami :)






 Piękna wystawa to zaglądam do środka a tam... no po prostu... siedzą madryckie dziewiarki i dziergają. Jak na naszych comiesięcznych e-dziewiarkowych spotkaniach. Nawet nie wiecie jak się ucieszyłam. Jakbym spotkała dawno niewidziane przyjaciółki z czasów szkolnych. Albo rodzinę odnalezioną po latach (no może trochę przesadziłam ).  Madryckie dziewiarki widząc moje rozentuzjazmowanie od razu kapnęły się , że ja to jedna z nich. Grzecznie się przedstawiłam, powiedziałam, że ja to knitolog w podróży (no bo przecież w podróży byłam ;)). Zostawiłam swój adres blogowy. Pochwaliłam się moim Piórkowym sweterkiem , bo akurat miałam w torebce.  Pełne zrozumienie :) Porobiłam kilka zdjęć i obiecałam, że zamieszczę na moim blogu, co też niniejszym czynię.














Podaję  adres sklepu, gdyby ktoś przez przypadek był w Madrycie. Sklep nazywa się " La laborteca " i mieści się przy ulicy Mesón de Pańos 2 , niedaleko  stacji metra Opera i w bliskiej okolicy Placu Mayor. Sklep w swojej ofercie ma nie tylko włóczki ale także tkaniny, akcesoria do haftu.







Gdyby ktoś był zainteresowany to podaję też adres strony sklepu www.laborteca-tienda-taller.es
oraz adres bloga, który prowadzi sympatyczna właścicielka www.laborteca.blogspot.com .

Na koniec kupiłam dwa moteczki tasiemkowej włóczki,  na pamiątkę takiego miłego spotkania.
Pozdrawiam wszystkie madryckie dziewiarki :)



Czy Wy też tak macie, że sklepy z włóczkami same Was znajdują ?



32 komentarze:

  1. Ajajaj, że ja tego sklepu nie widziałam!!! Zresztą osiem lat temu mogło go nie być. Spędziliśmy wówczas w Madrycie dwa tygodnie,, które poświęciliśmy na zwiedzanie miasta i okolic czasem dość odległych. Dzięki twojemu poprzedniemu postowi wróciłam do tego czasu. Dziękuję ci bardzo za to, bo to był cudny czas.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, nieźle ... dwa tygodnie w Madrycie, toż to rozpusta jakaś ;))) Można naprawdę zaszaleć ze zwiedzaniem i w ogóle :))) Myślę, że to musi być fantastyczne spędzić w jakimś ciekawym mieście dwa tygodnie, ja w Madrycie spędziłam prawie tydzień i tak mi mało.

      Usuń
  2. Sklepy z włóczką nie, ale w Bułgarii w Nesebarze bardzo szybko trafiłam akurat na tę uliczkę, gdzie rozlokowały się panie z wyrobami szydełkowymi, było tego mnóstwo a same wykonawczynie siedziały sobie na stołeczkach, plotkowały i tworzyły następne dzieła. *^v^*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawo przyciągania zadziałało ;)))
      Też byłam w Nesebarze i te kobitki widziałam :) Miały same serwety i obrusy. Pamiętam, że szukałam szydełkowych bluzeczek, ale nie miały. Było to 7 lat temu i wtedy nie przyszło mi nawet do głowy, że mogłabym sobie sama zrobić :D

      Usuń
    2. Ale czy teraz nie dopada Cię odwrotna przypadłość? To znaczy, widzę fajny sweter w sklepie, chciałabym taki ale przecież go nie kupię, bo umiem dziergać i sama mogę go sobie zrobić... A potem pomysł ucieka, albo za dużo tych pomysłów się zbiera, nie ma czasu na realizację wszystkich, i w efekcie takiego swetra nie mam! *^v^*

      Usuń
    3. Ha, ha, mam to samo, nawet czasami zdjęcia robię sweterkom w sklepie. Nie kupię , bo to wstyd na honorze abym w kupnym chodziła ;) Mało tego ...w Rzymie w sklepie Missoni obfociłam sweterki i sukienki będąc przekonaną, że zrobię sobie takie same albo nawet ładniejsze ;)))

      Usuń
    4. Ja w Tokio fotografowałam wystawę Missoni!.... *^W^*

      Usuń
  3. Przyznam, że czytając poprzedniego posta byłam troszkę zawiedziona, że brak wnim jakiegoś knitolożego wątku. No i jest! Fajna przygoda!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och , przygoda taka fajna, że aż postanowiłam poświęcić temu osobny post. No bo znaleźć sklepik z włóczkami to jedno, ale trafić akurat na knitologiczną imprezę to już pełnia szczęścia :)

      Usuń
  4. Góra z górą się nie zejdzie, ale dziewiarka z dziewiarką zawsze :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak, ale na żywo to trudno spotkać inną dziewiarkę, one najczęściej w internetach występują ;)

      Usuń
  5. Nawet abażury są na drutach! To dopiero :)
    PS. Mam tak samo z kupowaniem swetrów - od czasu jak dziergam, nie kupuję. No ale to motywuje i zmusza do nieustającego rozwoju - żeby wydziergać lepszy niż kupny. Na razie w sumie z czapką mi się to tylko udało. :)
    A znajdują mnie jednak na razie książki, wszędzie - włóczek muszę sama wypatrywać.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Książka też mnie znalazła w Madrycie, jedna, ale za to jaka..."Mały Książę" po hiszpańsku oczywiście i na dokładkę identyczne wydanie (takie malutkie, kieszonkowe) jak to moje khmerskie z książkozagadki :)))
      Pozdrawiam serdecznie :)

      Usuń
    2. Usmialam sie bardzo czytajac ten Post!
      Jezdzilam odziennie po wielu Miastach zmieniajac tez postoj samochodu i dziwne ale zawsze, prawie zawsze znalazlam parking na ulicy albo przed sklepem z wela albo z materialami.
      Nastepny raz bedac w tym miesciemialam juz punkz orientacji....a tam za rogiem byl przeiesz sklep z welna....
      Przyciaganie ziemskie? nie welenne.....
      Nie udalo mi sie nigdzie, przed zalatwianiem prac zawodowym, nie spojrzec do sklepu albo do wystawionych, przecenionych welenek i naturalnie.... zawsze, wszedzie znalazlam cos niebywalego.....potem predko schowac zakup w samochodzie i zalatwiac inne sprawy.
      Mialam takie uczucie, jezeli przyjde godzine pozniej, ktos wykupi ta welne albo ten kolor.
      To jest chyba tak samo, jezeli jest sie w ciazy widzi sie tylko kobiety ktöre tez czekaja na potomstwo, tak jakby ich przedtem nie bylo.
      Pocieszajace ze takie same zwariowane kobiety sa na calym swiecie, nie tylko ja.
      Dalej tak!
      Mimi

      Usuń
    3. Nie zostawiłaś jej tam w dalekiej księgarni, tylko zabrałaś ze sobą do domu, mam nadzieję? :))

      Usuń
    4. Oczywiście, że zabrałam, aby poznała swojego khmerskiego i polskiego brata.
      Jak mam trzy sztuki to już chyba kolekcja ? ;)))

      Usuń
    5. Odpowiedź dla Mimi:
      Tak to jest, jak się ma jakąś pasję to rzeczy z tym związane zawsze nas znajdują, bo się chyba na tym skupiamy. Fajna historia z tymi Twoimi sklepami :)
      Pozdrawiam serdecznie :)

      Usuń
  6. Dwa egzemplarze to zbieg okoliczności, ale trzy? Oczywiście, że kolekcja. Z mojego doświadczenia wynika, że trzeba szykować wolną półeczkę. :))

    OdpowiedzUsuń
  7. Ha! To jakiś szósty zmysł dziewarski musi jednak być :)
    Też mam tak - zawsze wypatrzę jakąś pasmanterię w obcym mieście lub kraju. Muszę w końcu zmobilizować się i wstawić zdjęcia praskich rajów z włóczkami. Ale chwilowo mam zajęte ręce :)))

    OdpowiedzUsuń
  8. Mnie akurat nie znajdują, ale zawsze podziwiam ludzką inwencję (w tym przypadku pachołki. Zastanawia mnie dlaczego czegoś takiego nie ma w Polsce. Jeżdżę trochę po prowincji i poza ultraochydnymi łabędziami z opon (pomijam gipsowe truchła), niczego ciekawego jeszcze nie widziałem:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co niektórych to zwierzęta same znajdują i jeszcze wchodzą im przed obiektyw i pięknie pozują ;)
      Łabędzie z opon ??? nie widziałam jeszcze takich cudów :)))

      Usuń
  9. Masz szczęście, bo ja to raczej jakiegoś niespotykanego ptaszka zobaczę, albo sklep z czekoladą :)))
    Nie żebym narzekała, wręcz przeciwnie :) ale raczej takie włóczkowe raje mnie nie spotykają :)

    OdpowiedzUsuń
  10. O obdzierganych, pachołkach, słupach tudzież drzewach nie wspomnę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Obdziergane drzewa widziałam w Wilnie. Nawet chyba mam zdjęcia, kiedyś pokażę :)

      Usuń
  11. Potwierdza się;swój do swego....Lubię bywać u Ciebie:)

    OdpowiedzUsuń
  12. Fajna przygoda :-) Rozbawilas mnie ta odnaleziona po layach rodzina :-) :-) :-)!

    OdpowiedzUsuń
  13. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń