piątek, 29 stycznia 2016

Peruwiański komplecik


Skoro moje zauroczenie czapkami trwa, to rzutem na taśmę chciałam pokazać komplecik , który parę lat temu kupiłam w Peru.
Czapka i rękawiczki zrobione są z alpaki, no bo jakżeby inaczej :)







 




Bardzo ciekawa jest technika zdobienia. Moim zdaniem nie są to tradycyjne pęczki,  bąbelki (czy jak je tam zwą) wrabiane na drutach w trakcie robienia. Myślę, że jest to robione szydełkiem lub wyszywane już po zakończeniu pracy. Widać to po lewej stronie robótki.
Tak mi się wydaje, zresztą zobaczcie sami...








Bardzo jestem ciekawa Waszej opinii na temat techniki robienia tych pęczków czy bąbelków.

Zdjęć w czapce nie mam.... no dobra, mam ... ale nie nadają się one do publikacji.
Zresztą fotografowanie się w peruwiańskiej czapce jest passe , było modne kilka lat temu ;)




niedziela, 24 stycznia 2016

Czapkomania

Dopadła mnie ostatnio "ciężka choroba" - czapkomania.  Tylko bym dziergała czapki i jeszcze sprawia mi to radość, uszczęśliwia mnie, jestem w euforii jak skończę. Mania - jak nic. Mam tylko nadzieję, że mi tak zostanie i w chorobę dwubiegunową nie przejdzie;)


Oto efekty mojej "choroby":

Czapka w włóczki West, firmy Lang Yarns, kolor nr 035. Trochę kombinowałam z kolorami, bo chciałam aby było więcej ciemniejszego , więc użyłam 2 motki , wycinając jaśniejsze pasma włóczki. Nabrałam na druty 5 mm 60 oczek i robiłam na okrągło francuzem. Na koniec gubiłam oczka tak na wyczucie;)



Z szalikiem z Noro, o którym pisałam w poście "Missoni(owy) zawrót głowy..."

Z chustą z Noro, o której pisałam w poście "NORO moja miłość..."

Z koleżanką Magdą.

Z kolegą Gustawem;)




Z niebieskim sweterkiem z Noro, o którym jeszcze nie pisałam.


Następna czapeczka z Mille Colori Big, kolor 051. Producent zaleca druty 9 mm, ale ja robiłam na 7 mm. Nabrałam tym razem 50 oczek i też na okrągło leciałam francuzem. Bardzo lubię ten ścieg, szczególnie w melanżowych  włóczkach, bo ładnie eksponuje kolory. W motku Mille Colori Big jest 200 g, więc starczyło mi też na szalik. Aby szalik był trochę dłuższy to zaczęłam go od 4 oczek i dodając 1 oczko co drugi rząd (po jednej stronie) doszłam do szerokości, która by mnie satysfakcjonowała . Zakończyłam zwężając go na podobnej zasadzie ( oczywiście gubiąc oczka;)) Szalik wyszedł takiej długości, że można go owinąć wokół szyi dwa razy.










Trzecia czapeczka z Noro Silk Garden. Zrobiona z resztek które zostały mi po sweterku i z motka o kolorze z zupełnie innej bajki. Nawet jakoś się zgrało, a przynajmniej tak mi się wydaje ;) Robiłam ją na drutach 5 mm i też 60 oczek na początku. Czapeczkę zakończyłam takim "kutasikiem", z którego jestem bardzo dumna;) , bo zawsze chciałam taki zrobić , ale mi nie wychodził taki ładny. No ale, trening czyni mistrza :)




Ze spódniczką z New Yorka , o której pisałam w poście "New York, New York".

Ze sweterkami z Malabrigo sock, o których pisałam w poście "Malabrigowe Panienki".




Ze sweterkiem z Noro, o którym pisałam w poście "Noro, moja miłość..."

Z kubańskimi koralikami z pestek, o których nie pisałam;)

Z kenijskimi, drewnianymi bransoletkami.


I pomyśleć, że kiedyś nie przepadałam za czapkami:)



sobota, 16 stycznia 2016

Karmienie Mnichów


Może to trochę niefortunne określenie, ale w rzeczywistości to naprawdę jest karmienie mnichów. Rytuał ten odbywa się codziennie rano w miejscowości Luang Prabang w  Laosie. Miasto Luang Prabang leży nad rzeką Mekong, w północnym Laosie i do 1975 r. było stolicą tego kraju.
Nie ma tam zgiełku jak w większości azjatyckich miast,  jest  czysto, spokojnie i życie toczy się leniwie.




 
Swoisty pochód mnichów, którym wierni ofiarowują  żywność, odbywa się ok. 5 rano. Trochę mamy problem aby tak wcześnie wstać, bo dzień wcześniej bawiliśmy się na prawdziwym laotańskim weselu (takim na ok. 1000 osób). No ale, nie ma to tamto, trzeba wstawać, bo przecież kiedy i gdzie  pojawi się następna okazja aby zobaczyć, co tam zobaczyć...samej nakarmić mnichów:)


Tutaj z koleżanką Basią, już nie możemy się doczekać .

















 
 
Najczęściej ofiarowuje się małe kuleczki z kleistego ryżu, które wydziela się rękoma. U nas to byłby nietakt, brak higieny itd. ale w Laosie to jest normalne. Ci którzy chcą obdarować mnichów sami przynoszą jedzenie z domu, ale też można kupić ugotowany ryż w bambusowych koszyczkach specjalnie przygotowany przez panie.














Byli też tacy co karmili mnichów czekoladą Milka, batonikami Duplo, czy polskimi Pawełkami ;)










Ten mnich troszkę się zdziwił na widok Pawełka :)






Ponoć żywność , którą mnisi zbiorą wykładają na wspólny stół i dzielą się nią sprawiedliwie. Do tej pory zastanawiam się czy czekoladek starczyło dla wszystkich;) .



środa, 13 stycznia 2016

Rękodzieło z Laosu


Dzisiaj tylko zdjęcia, ale za to rękodzieła z Laosu. Nie jest to żadna masowa produkcja z Chin, którą można spotkać wszędzie , na całym świecie, tylko nazwy miejsc się zmieniają.
 Są to naprawdę oryginalne rzeczy, szyte ręcznie lub maszynowo. Laotanki robią piękne rzeczy, drobniutkie hafty krzyżykowe, różne zabawki, akcesoria dla dzieci.

Najbardziej podobały mi się zegarki :)





 Różnorodne zabawki: małpki, słoniki, misie, króliki, krówki.














Kreatywność Laotanek chyba nie ma granic :)









 
 
 Akcesoria dla dzieci:










Akcesoria do domu:





Ręcznie haftowane poduszki i obrusy.



Ręczny haft krzyżykowy,  cieniowaną nitką. Perfekcyjne wykonanie.









  
 
I jak tu się nie pochylić nad takim rękodziełem;)





Pozdrawiam Was w laotańskich kolczykach :)